Nie spotkałem śmierci
Nadal nie wiem kto zabija
Czy to Bóg, szatan, czas
Czy jednak Jezus Maryja
Z upoważnienia samego siebie
Wypłacam dziś sobie liścia
Umykam, bo to robię bardzo dobrze
Zmarł, nie żyje, styka
Zupa z masła - tak mógłbym siebie nazwać
Gdy mam dni gorsze - myśli ekskluzywne jak Kadarka
Proszę państwa -
Średnio wysmażony stek
Średnio zaostrzony tekst
Średnio jeden na stu to masakra
Średnio mogę siebie słuchać teraz
Czasem w oczy już sobie nie patrzę
Jakbym był za horyzontem zdarzeń
Los dał biało-czerwony charakter
Było gorzej i klaskali - aż tak nisko nie upadłem
Piszę tutaj parafkę
Wielu jest ruchanych w dupę
Lecz niektórzy nieco bardziej
Mick Mike ich znalazł i leżą z nożem na gardle
Spróbuję gdzieś zadzwonić jak pozbędę się kajdanek
Pogoda jest taka, że można robić tylko krzywdę
Twój chłopak wraca? To ja wpadnę kiedy indziej
Deszcz zalewa świat, mnie krew, ja robaka -
Trzy szybkie, trzymam cię chyba za szyję lub tylko tak myślę
Rozumu nie kupię nawet jeśli dam zaliczkę
Czuję, że niedługo wyląduję daleko za czyśćcem
Ja - Ty - widzę, otwórz walizkę. To co w środku ma wytrzeć moją polską opuchliznę
Jestem stary Król Świata, wiesz
Oni są jak "jesteś młody lew"
Ja jestem raczej jak "meh"
Nie chcę waszego macania po jajach
Ja wybrałem drogę samotnego samuraja
Sam wiem ile wart jestem
Bo to nie rap na prędce
Wycofany jak Mark Spencer
Jestem wysoko jak ciało niebieskie
Wpadłem ci w oko?
Patrz na mózg, ciało, serce