[Verse 1: JodSen]
Milion razy rozdzielałem towiec
Mieszałem go z tytoniem, potem odpalałem, podziwiałem jak płonie
Milion razy puściłem go w obieg
Tak na spokojnie, potem
Milion razy wracał w moje dłonie
Ile razy miałaś tą nadziei iskrę
A zmarnowałaś czas niczym gaz w zapalniczce
Wszystko z czasem przeminie, my chwile puszczamy z dymem
Wspomnienia każdy z nas zbiera... w popielnicę
Doskonale jest mi znana specyfika miłości
Kiedy pierwszy raz zaznamy jej, nie wierzymy, że kiedyś się skończy
Tylko dotknij zimnych ogni, kiedy mijamy siebie, sobie obcych
Niby wolni, niby młodzi, ale dwutlenek węgla się tu nad nami unosi
Widmo wypalenia krąży... ale wiemy, że to nie nastąpi dzisiaj
I wiedziemy żywot podpalonych szybów naftowych
Ty i ja zamienimy Eden w Irak, bo
[Hook: Danny]
Nadal biegnie czas, i wszystko się wypala, wiem
Zostanie tylko popiół, który niesie wiatr
Każdy niesie żar, co tli się póki wdychasz tlen
Rozpal nim czyjeś życie, jeśli traci sens
Nadal biegnie czas, i wszystko się wypala, wiem
Zostanie tylko popiół, który niesie wiatr
Każdy niesie żar, co tli się póki wdychasz tlen
Nieś swoje światło wszystkim, którzy boją się
[Verse 2: Bonson]
Paliłem mosty w imię miłości
Zabiłem coś w nich, byłem w tym dobry
Podpalałem stosy jakby kłótnie, ona spała, wiesz
Wciąż mam małej włosy na poduszce i to spala mnie
Papieros nie smakuje już jak pierwszy raz na balkonie
Kiedy cały świat mógł być przeciw nam, nadal płonę
Ale to już chyba nie ten żar, jak zadzwonię
Usłyszę znowu, że mnie nie chcesz znać
I zaleje znów mnie napalm, ale nie będę już przepraszał
I za ciebie umrzeć, spalać się, nie chce już, nie wracam
I nie usłyszysz już jak wołam cię, i nie zobaczysz w lustrze nas
I nie poczujesz nic, bo ten obok to już nie ja
Ostatni raz piszę, spalam resztę kartek
I nie powiem ci nic więcej, i przed siebie lecę z fartem
Aż słońce spali skrzydła mi, ząb za ząb, litr za litr
I gdy mijając cię odwrócę wzrok, wybacz mi
[Hook: Danny]
[Verse 3: Danny]
Czujesz jej spojrzenie na sobie, nie zmarnuj iskry
Każdy twój sukces tli się w głowie, nie zmarnuj iskry
Bełkot tych co chcą iść po swoje, za dużo myśli
Boją się iść na żywioł w ogień, zabili instynkt
Talenty duszą płomień jak mają zmienić modę[?]
Gaszą ciekawy dialog rozmową o pogodzie
Płoną neony, hasła, płoną tu jak zapałka
Dogorywają chęci w was, by zrobić drugi Bagdad
Ale nie w nas póki mogę stać, mam w żyłach sto oktanów
Nie znam słowa strach, daje wam napalm, zapach Wietnamu
Zapał wypalił drogę, płomień oznaczył cele
I zanim znów stanę się prochem chcę tu choć iskrę donieść dla ciebie
Wierzę, że rodzisz się jako płomyk, umieraj jako pożar
Dasz promyk nadziei, wrócisz tu jako zorza
Każdy ogień zdławi próżnia, samotność ludzi truje
Moje życie synonim słowa "można", spalę to jak Saddam Kuwejt